26 paź 2013

Wybór Autorki: 5 książek, do których wracam najczęściej

Notki lecą, a tymczasem wciąż niewiele wiadomo o Autorce (poza tym że ma Tentakle i koty). Ta seria w zamyśle miała się nazywać "Ulubione", ale jak siadłam przed pustym dokumentem i zaczęłam się zastanawiać nad ulubionymi książkami, to po pół godzinie stać mnie było już tylko na histeryczny śmiech. To jakby zapytać mnie które płuco jest moim ulubionym. Albo czerwona krwinka (toby się nawet lepiej ilościowo zgadzało).
Zmieniłam więc taktykę i poniżej lista 5 książek które, jeśli mam swoje egzemplarze, to świecą wytartymi okładkami, widać na nich tygodniowy jadłospis i przejechały ze mną pół świata, a z wersji elektronicznych odpadają zużyte piksele. Słowem te, które czytam na nowo po kilkanaście i kilkadziesiąt razy - co jest chyba jakimś wskaźnikiem ulubienia. Enjoy.


Lolita
Rosyjski literat pisze książkę po angielsku o amerykańskim społeczeństwie, która to książka zostaje doskonale przetłumaczona na polski (jestem tendencyjna i jedyne słuszne tłumaczenie to wg mnie to Kłobukowskiego). Robi to tak niesamowicie, że człowiek wraca do niej kolejne dziesiątki razy i ciągle odnajduje nowe nawiązania, smaczki, pułapki i mrugnięcia, które autor do niego posyła. Albo po prostu delektuje się rytmem i wrażeniem, że to wszystko tylko jakaś dwudziestowieczna bajka o Czerwonym Kapturku. Pamiętajcie - to nie jest książka o pedofilli. Ale nie wolno zapomnieć kim jest bohater (a o to łatwo, w aurze wykształcenia i kultury którą roztacza).
Do filmu wracam głównie dla Jeremy'ego Ironsa. Jeśli w ogóle.

Amerykańscy Bogowie
Książka na jesień, taką jesień-zimę - Gaiman jednak najlepiej sprawdza się w klimatach mroczno-deszczowo-niepokojących. Niby fantastyka, ale nie fantastyka - bo ci bogowie cały czas tacy strasznie ludzcy są. A ludzie wręcz przeciwnie. Uniwersalna, ale nienahalnie. Smutna, ale niezniechęcająco. Zostawia z uczuciem, że wciąż nie wiem, co o tym wszystkim myśleć, ale jak wrócę za rok, to już na pewno się dowiem. 
(Pisząc to zauważyłam, że ma wiele wspólnego z poprzednią pozycją - nieamerykański autor pisze wnikliwą i bardzo poetycką obserwację amerykańskiej rzeczywistości, w podobnie onirycznym klimacie. Ten kontynent tak działa na ludzi?)

Harry Potter
Pamiętam doskonale - był Dzień Dziecka, miałam osiem lat, a mój ojciec akurat wrócił z pracy i powiedział "czytałem że za oceanem to jakiś potężny hit i pomyślałam, że ci się spodoba" a w rękach trzymał "Kamień Filozoficzny". Kilka lat później Mama dostawała szewskiej pasji bo kolejne tomy - w różnych stadiach kolejnego przeczytania - walały się po domu w trybie ciągłym. Książka z którą moje pokolenie dorastało, która otworzyła mi drzwi do całej reszty tak zwanej fantastyki. Można się kłócić, czy jest dobra, ale na pewno jest znacząca. Ja w każdym razie jak ja czytam, to znikam dla świata. 
(I dalej czekam na mój list z Hogwartu, do kroćset)

Wiedźmin
Sagę o Wiedźminie pożyczałam od miłych kolegów i czytałam do spółki z ojcem, też fanem fantasy - przy podbieraniu sobie ostatniego tomu dochodziło do rękoczynów. Do dziś mogę czytać w kółko, cytować na wyrywki i trochę sama się dziwię, że nie dorobiłam się własnego zestawu. Wiem, że są tacy co mówią, że im dalsze tomy, tym gorzej, ale do samego końca są krwiści bohaterowie, przekonująca historia i wartka akcja, a to się liczy. Żeby było zabawniej, ukochałam sobie prawie wszystkich bohaterów poza głównymi (Geralt mnie głównie wpieniał, Ciri nie rozumiałam). Jak miałam piętnascie lat czytałam dla akcji, jak miałam dwadzieścia rozgryzałam politykę, nie wiem, co odkryję jak będę miała dwadzieścia pięć, może w końcu odkryję wszystkie nawiązania.
Kadrem z filmu katować was nie będę, za to odkąd jakiś czas temu na tumblerze ktoś napisał, że Mads Mikkelsen byłby świetnym Geraltem, mam straszną nadzieję na remake.
Maria i Magdalena
Magdalenę Samozwaniec najpierw lubiłam za dowcipne felietony, w dodatku wydawane ze świetnymi ilustracjami. "Marię i Magdalenę" odkryłam gdzieś na strychu u babci i wsiąkłam - cudowny opis przedwojennego mieszczaństwa, życia rodzinnego, satyryczne spojrzenie na artystyczną bohemę, masa autoironii autorki, która przy tym niezwykle wzruszająco i z widocznym podziwem przedstawia postać swojej siostry (poetki Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej) i ojca (Wojciecha Kossaka). Pożarłam w jeden wieczór, odkopałam drugi tom, potem dotarłam jeszcze do "Zalotnicy niebieskiej" (pisanej już wyłącznie o Pawlikowskiej). Wracam regularnie, bo o ile nie przepadam za literaturą obyczajową jako taką, to pasjami uwielbiam czytać o tym, jak ludzie żyli, jak spędzali czas i niemalże co jedli w innych czasach niż moje.

(Tentakle też chcą się wypowiedzieć i mówią, że dużo książek lubią, ale z oczywistych względów najchętniej czytują zbior opowiadań H.P. Lovecrafta. Nie jestem pewna tego JAK czytają, ale nie chcę się nad tym zastanawiać, to pewne)

A wy do jakich książek najchętniej wracacie?

6 komentarzy:

  1. Wurt i Pyłki oczywiście. Popierdolone życie, z popierdolonymi książkami, które lądują piórkowo na Twoim języku, a ty odpływasz w świat płodności 10 i pieprzysz się ze swoimi snami. Pieprzysz się, i swoje życie, ale jest dobrze, bo lepiej być skitrowcem bez piórek, niż Skrybą, prawda?
    Z nowym dniem wita was Radio Osobliwość YaYa. W świecie żywych jest 4.00 rano...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cały czas obiecuję sobie, że do nich wrócę, ale jakoś nie daję rady, może to po prostu za cięzkie klimaty i jeszcze nie pora ;)

      Usuń
  2. Wymieniłaś Amerykańskich Bogów, więc reszta pozycji mnie nie obchodzi ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie znam "Amerykańskich Bogów" i "Marii i Magdaleny". Co do reszty, to... do obydwu sag planuje kiedyś wrócić (przede wszystkim do Wiedźmina), a Lolitę znam z opracowań, z recenzji, ze WSZYSTKIEGO, a jeszcze sama po nią nie sięgnęłam. Są takie tytuły, które są "wielkie", ale jakoś nie ma się do nich po drodze... albo cały czas majaczą się gdzieś w oddali ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja je pomału nadrabiam,, bo fakt, że nie czytałam "Wielkiego Gatsby'ego" czy "Czerwone i Czarne" zaczął mnie samą uwierać ;]

      Usuń
  4. Ha, też nie przepadam za Ciri. Istna księżniczka i istota bardzo nieprzyjemna. Uwielbiam za to całą kompanię Geralta. Polityki nie rozgryzłam nadal, pomimo, że całość czytałam już jakieś 6 razy.

    OdpowiedzUsuń